poniedziałek, 26 lutego 2018

#4 Śladami przeszłości

Mineły dokładnie trzy miesiące od sprzeczki dwóch lwic. Evia przez tak długi czas nie odzywała się do swojej siostry. Ich stosunki były bardzo napiętę. Nie raz nie dwa Erno próbował pogodzić siostry.
-Obrażacie się na siebie jak jakieś dzieci-westchną Erno słonecznego popołudnia kiedy to Storm sprawował warte.
-Zachowała się jak świnia- prychneła biała i naostrzyła pożądnie pazury.
-Obie jesteście głupie
-Erno-Evia spojrzała surowo na brata.
-Wasze zachowanie jest głupie- poprawił czarny-Jesteście dorosłe
Lwica popatrzyła zamyślona w dal. Niebo było błękitne. Lekki wiaterek targał pojedyńcze kosmyki futra lwów.
-Jak zawsze masz racje-głos Evi oznaczał, że się poddała-Udam, że nic się nie wydarzyło
Czarny uśmiechną się lekko po czym podreptał do jaskini, aby zdrzemnąć się trochę. Evia siedziała tak jeszcze przez chwilę. Nie wiedziała jak, przyszła jej do głowy myśl. Zaczeła myśleć o swojej prawdziwej rodzinie. Nie znała matki, a na oczy widziała ją tylko w postaci ducha. Z ojcem nawet nie porozmawiała. Nie wiedziała dlaczego był zły i dlaczego pozbył się ich i swojej żony. Do głowy królowej dochodziły coraz to nowsze myśli. Pomimo upłynięcia tylu lat lwica nie zastanawiała się nad losem jaki ją spotkał. Czy to wszystko zostało zaplanowane? Czego akurat poznała Erna i Harena? Dlaczego Rajska Wyspa eksplodowała? Co i kto skłonił Erna do przybycia na wyspe? Niebieskooka myślała i myślała. Wydawało jej się, że mózg jej zaraz wybuchnie.
-Evcia-z zamyśleń wyrwał ją król-Nie przeszkadzam?
Lwica pokręciła głową-Haren, dlaczego wyruszyliście na Rajską Wyspę?
-Mineło tyle lat, a ty pytasz się dopiero teraz-zaśmiał się lew i pocałował żonę w czoło-Twój ojciec chciał mnie do legionu, a gdyby nakryto twojego brata to by już nie żył.
-Ale chodzi mi o to że...
-Że co?-przerwał król.
-Popatrz w setcz i zatrzymaj się- Lwica zamkneła oczy brązowemu- Władcą jest Zarys, mój ojciec. Rodze się ja i Erno. Erama zostaje zabita przez własnego męża, a my porzuceni. Znajdujesz Erna, twoja matka go wychowuje. Dlaczego akurat to nasza część walczyła o wolność, dlaczego nie inni. Dlaczego nie wcześniej?
Gdy osiągasz odpowiedni wiek zostajesz wysłany na wyspe. Czy twoi rodzice wiedzieli co się wydarzy? Dlaczego akurat Zarys wzią za żonę twoją matkę?
-Evia-przerwał Haren- Za dużo pytań, daj mi pomyśleć.
Lwica ucichła.
-Twój ojciec zabił wolność dlatego my, to znaczy ty i Erno musieliście ją przywrócić.
-Sama nie wiem. Najbardziej wkurza mnie to, że Erno trochę wie o Zarysie, a ja nic.- Evia usiadła buntowniczo.
-Nie myśl o przeszłości tylko o...
-A ciebie nie ciekawiło jak to się stało, że twoi rodzice się pobrali?-przerwała biała.
-Nie obchodzi mnie to
-Powinno- lwica warkneła cicho i zostawiła męża samego na skale.
Evia przechadzała się spokojnie po sawannie. Słyszała jak w oddali śpiewały ptaki. Widziała jak jej dzieci bawiły się z Asantą przy wodopoju. Była królową, miała rozkoszne dzieci, męża jedynego w swoim rodzaju, rodzeństwo, dom, wolność. Jej życie było wprost idealne. Lwica przeszła jeszcze kawałek przez polanke. Nagle ktoś popchną ją, a ta upadła. Biała wstała wściekła otrzepując kurz z futra.
-Wybacz- był to lew o dwa lata od niej starszy. Jego futro lśniało rudą barwą. Miał żołte oczy i bujną ciemnobrązową grzywę.
-Uważaj trochę- sykneła po czym jej ton złagodniał.
-Jestem Makunda- lew skiną głową- A ty?
Lwica pomyślała chwilę. A więc nie rozpoznał w niej królowej.
-Jestem Evia-przedstawiła się nie wpominając o swoim statusie. Sądząc po jego długich łapach, dłuższych od tych lwioziemskich był pewnie z innego regionu.
-Cieszę się, że wpadłem na tak zjawiskową istotę- oznajmił szarmancko lew. Lwica zarumieniła się chodź nie powinna "Evia nie daj się"- pomyślała. 
-Nie wiedziałem, że na Lwiej Ziemi mieszkają takie piękności
-A więc nie jesteś tutejszy?- zapytała wymijając elegancko temat.
-Pochodze z Cudownej Ziemi- po chwili ciszy zapytał- Skoro już jestem przy... A właśnie może przejdziemy odrazu na "ty"?
Lwica pokiwała głową i uśmiechneła się lekko. 
-A więc skoro już z tobą rozmawiam to przejdziemy się na spacer, pokażesz mi okolice?
-Jasne
Evia spacerowała z Makundą aż do południa. Śmiali się cały czas i żartowali. Kiedy dochodziła godzina polowań, dwójka przez przypadek spotkała brązowego lwa.
-Haren-uśmiechneła się biała.
-Szukałem Cię wszędzie, dzieci... A to kto?
Na słowo "dzieci" pysk Makundy pobladł.
-Makunda, jest lwem z Cudownej Ziemi- przedstawiła lwica.
-Miło mi- sykną Haren- Evia idziemy 
-Haren!
-Na mnie też już czas- rudy skiną głową na znak pożegnania.
-To nasz gość!- szepneła Evia- Szacunek też mu się należy
-Odemnie uciekasz, a z tym kimś...
-Ktoś tu jest zazdrosny- zaśmiała się lwica i przewróciła lwa na łopatki-Ale to dobrze
Haren polizał żonę po policzku.
-:-
Erno szedł powoli u boku ciężarnej Satyni.
-Erno, zwolnij- zadyszała brązowa siadając. Do porodu zostały jeszcze tylko dwa tygodnie.
-Gdzie jest Storm, gdy trzeba- warkną Arcyksiąże rozglądając się wokół siebie.
-Ma przecież warte-przypomniała lwica ruszając dalej. Lew walną się w czoło, sam mu kazał być na warcie. Lwy zanim się obejżały były już przy baobabie.
-Nimfo!-krzykną czarny. Nagle z drzewa dobiegł krzyk i trzask. Zza liściastej płachty, będącej drzwiami wyszła Nimfa oblana żółtym i czerwonym sokiem.
-Czego?!
Wybacz jeśli Ci przeszkadzamy ale przyszliśmy w sprawie dziecka Satyni.
-Ta jasne- Nimfa machneła ręką zapraszając lwice do środka.
Erno dreptał w miejscu, denerwując się. Nie był ojcem dziecka, ale Satyni była jego siostrą, która wiele przeżyła. Pół godziny później obok Erna stał już Storm, obgryzający pazury z nerwów.
Tym razem, gdy zasłonka się odsuneła Nimfa była już łagodna, jednak bardzo poważna. Lwy weszły podenerwowane.
-Nie wiem czy to chłopiec czy dziewczynka, bo małe się odwróciło...
-Nie ważne jaka płeć, ważne jest jego zdrowie-wtrącił Storm pomagając wstać Satyni z drewnianej deski.
-No właśnie zdrowie-mrukneła małpa.
Lwy popladły.
-Wasz ojciec miał pewną chorobę- Nimfa zwróciła się do Erna i Satyni- Odziedziczył ją po swoim ojcu. Ta choroba przebiega w następujący sposób. Jeden z przodków musiał mieć styczność z Popielatymi Lwami. Popielate Lwy, były osobnikami, które nosiły w swoich duszach demony. Demony zostają przenoszone z pokolenia, na pokolenie. Ale NIE zawsze. W przypadku Zarysa tak było. Jego ojciec ją miał i przeniósł ją na Zarysa. Choroba ta zwana Popielatym Demlew "uaktywnia" się w 20 roku życia. Wcześniej nie wyłapana powoduje okropne rzeczy.
Szamanka nabrała powietrza i spojżała na rodzine królewską.
-Jakie są jej objawy i jak leczyć?- zapytała z kamienną twarzą lwica.
-No właśnie objawy. Demon zaczyna władać ciałem. Lew/ zwierze zaczyna zabijać z zimną krwią, niszczy wysztko i wszytkich. Lew staje się poprostu zły, ale bardzo zły. Ratunku nie ma. Jedynie po zabiciu przez własnego potomka lew zostaje uwolniony od demona.
Erno kiwną głową, na ten temat coś wiedział.
-Chyba, że...
Satyni i Storm podnieśli głowy.
-Od małego dziecko będzie musiało przychodzić na moje tak zwane "terapie". Będzie to trudne i długotrwałe.
-Jeśli trzeba będzie to zgadam się na terapie-rzekła Satyni.
-Chwila. Ja, Evia i Satyni nie mamy w sobie...
-Mówiłam, nie zawsze
-A co z Gizą, Wingu i Sukari?- zapytał Storm.
-W ich żyłach jest przewaga Fioletowej Krwi. Szanse na tą chorobę są małe i to bardzo.
-Fioletowa Krew?
-Storm, Asanta, Haren, Moama- wymieniła Nimfa- Stormie, krew twojej rodziny jest Fioletową Krwią. Oczywiście to tylko nazwa bo kolor ma naturalny. Ale jest to jej odmiana. To ona nadaje waszym oczom fioletową i granatową barwę.
-Oczy dzieci Evi i Harena. Nie są fioletowe-przypomniała  Satyni.
-Akurat oczu nie zabarwiła
-No dobrze, a co z pierwszym dzieckiem Evi?
-No właśnie...- mrukneła Nimfa.
-:-
Przyszła przywódczyni Lwiej Straży bacznie pilnowła trójki książąt. Maluchy biegały wokół niej i się bawiły. Pilnowanie ich było nie lada wyzwaniem i zarazem zaszczytem.
-Dzieciaki!- zawołała radośnie brązowa przywołując maluchy do porządku.-Spójżcie w niebo.
Książątka naraz podniosły małe główki.
-Spójżcie na te piękne ptaki, które przebijają się przez chmury. Pochodzą one z Rajskiej Ziemi. Akurat jest okres zmiany ziemi i poszukiwanie jedzenia.
-Po co one to robią?-zapytała Giza.
-Kiedy znajdą się na Cudownej Ziemi, wydziobią z gleby złote ziarna i przyniosą je na Rajską Ziemię. Tymi ziarnami karmią swoje małe, ale również leczą inne zwierzęta. Pamiętajcie z tymi ptakami żyjemy w symbiozie.
-Co to stykmbioza?
-Symbioza- poprawiła Asanta śmiejąc się-Gdy ptaki pomagają nam,a mi im to znaczy, że żyjemy w SYMBIOZIE.
-Aaaa- ziewneła Sukari, pragnąc jak naszybciej wrócić do zabawy. Kiedy Asanta miała znowu wygłaszać swoje biologiczne mądrości, brązowa po cichu wymkneła się od rodzeństwa. Chciała jak najszybciej pojawić się na Ziemi Wygnańców zwanej przez jej mieszkańców Ziemi Odmieńców. Co z tego, że żyła wśród kilku lwiątek, które bardzo dobrze znała. Coś ciągneło ją do nowego znajomego.
Wreszcie, przebiegając przez kłode, która służyła za most przez rzekę, ujżała białe lwiątko bawiące się przy granicy.
-Jioni!- krzykneła na przywitanie księżniczka.
-Cześć, Sukari- mały podbiegł do swojej koleżanki-Znalazłem EKSTRA miejsce!
-A cuż to za EKSTRA miejsce?- zapytała podniecona lwica.
-Chodź, pokaże Ci-Jioni pociągną za sobą Sukari.
Maluchy biegały za motylami śmiejąc się. Gdy się trochę zciemniło biały i brązowa dotarli do miejsca niespodzianki. Byli w małym lesie. Jioni odsłonił łapą liście, a oczom Sukari ukazał się bajkowy obraz. Była to mała polanka, na której rosły kwiaty i latały robaczki świętojańskie. Na niektórych gałęziach drzew siedziały białe ptaki. Niebieskooka była zachwycona miejscem. W podziękowaniu, pocałowała białego w policzek, który natychmiast się zarumienił. Przejęta Sukari rozłożyła się wygodnie na trawie.
-Idealne miejsce na patrzenie w gwiazdy- westchneła mała klepiąc łapą w ziemię, w geście przywołania Jioniego. Mały położył się obok niej.
-Po co patrzymy w gwiazdy?
-Bo to z nich patrzą na nas wszyscy dawni władcy- wyrecytowała słowa matki.
-Gdzieś to słyszałem- Jioni zmarszczył brwi w zamyśleniu.
-Spójrz , to wygląda jak kwiaty-Sukari podniosła łapę.
-A to- mały pomyślał chwilę- A to wygląda jak jakaś lwica...

-*-
Witam po długiej przerwie ! :-). Mam nadzieję, że moje wypociny się wam jakoś podobają.
1.Kim jest rudy przybysz?
2.Czy dziecko Satyni będzie w pełni zdrowe?
3.Jeśli coć jest nie jasnego, zadawajcie pytania w zakładce, która jest na to przeznaczona.

Pozdrawiam.

niedziela, 18 lutego 2018

WIELKI POWRÓT

Puk, puk.
Jest tam ktoś jeszcze?? Mam nadzieję, że tak :). Nie było mnie bardzo dłuuuuggooo. Ale wreszcie wróciłam pełna energi z masą nowych pomysłów. Powodem mojej nieobecności były wielkie wydarzenia w moim życiu. Nie tylko wesołe ale i smutne. Musiałam się zmagać z dużymi przeciwnościami losu.
No ale nie będe się użalać nad soboą. Obiecjuę, że rodział powinienen pojawić się już niedługo. Spokojnie wena dalej jest ;).
Pozdrawiam
Julka.

środa, 22 listopada 2017

#3 Następca tronu czyli nowe kłopoty

~Ten post dedykuje Emilce Uru~

Białe lwiątko leżało bezwładnie na ziemi. Z jego łapy sączyła się metaliczna czerwona krew. W oddali siedział dobrze zbudowany, waniliowy lew. Mine miał surową, a pysk zakrwawiony. Dziecko płakało. Miało zwichniętą łapke. Był to najsilniejszy cioś jaki otrzymał w swoim życiu. Dlaczego taki los go spotkał nie wie nikt.
-Chaka!-rykneła nastolatka. Była to szara lwica. Na jej czoło opadała bujna grzywka.
-Kiwa! Nie jesteś na polowaniach?- warkną przywódca.
Szara zignorowała go i  podeszła do malucha.
-Jioni twoja łapa...
-Boli bardzo- szepną malec połykając łzy.
-Potwór!-wrzasneła Kiwa wynosząc z jaskini przyrodniego brata.

-:-
Zbliżał się powili wieczór. Czyli koniec dnia i warta Asanty. Brązowa siedziała bacznie obserwując granice. Ani jeden lew czy hiena nie mógł przedostać się na Lwią Ziemię. Mineło pare godzin, a nic ciekawego się nie wydarzyło. Lwica prawie że zasypiała. Miała ochote położyć się wygodnie w koncie jaskini i ponieść się w dłuuuugi sen.
-Pomóż
Asanat zastrzygła uszami rozjeżała się uważnie dookoła siebie.
-Mój brat- szara lwica upadła na ziemie a z jej grzbietu zsunął się maluch.
Asanat zaaragowała błyskawicznie. Jako maluch pomagała Nimfie w leczeniu zwierząt więc znała się troche na tych rzeczach.
-Gotowe- powiedziała gdy skończyła robić opatrunek i dając dwum wygnańcom wody i jeść.
-Jesteś inna niż wszyscy lwioziemcy-powiedziała szara połykając trzeci kawałek mięsa.
-Co to znaczy INNA?
Szara wypluła chrząstke- Lwioziemcy nas nie tolerują uważają nas za śmieci.
-Nie tolerują? Śmieci?- powtórzyła Asanta-Każdy lwioziemiec jest taki jak ja
-Nie wierze. Przez całe życie wpajali mi że... Kim jesteś?
-Jestem Asanta. Lwia Straż do usług. Moim zdaniem jest pilnowanie Lwiej Ziemi przed...
-Przed nami- westchneła Kiwa.
-Przykro mi ale Chaka jest dla nas zagrożeniem- Asanta posmutniała- Wiem że to nielegalne ale szkoda mi was. Jesteście jeszcze dziećmi, a was tak traktują. Umiesz polować?
-Tak-przyznała szara.
Asanta pomyślała chwile- Tak to jest nielegalne.
-Kiwa nie może polować?- zdziwił się Jioni.
-Nie, nie.Moja idea jest nielegalna... A ty kogoś mi przypominasz- brązowa uważnie przyjżała się malcowi.
-Kogo?
-Wyglądasz jak miniaturka... Nie coś mi się przewidziało-machneła strażniczka-Niestety nie moge wam zaufać to znaczy tobie moge... Jak się nazywasz?
-Jioni
-Kiwa przykro mi ale nie wiem jakie macie zamiary. Nie jesteś jeszcze pełnoletnia ale widze że odpowiedzialna iii... Lepiej wynoście się już
Szara smutno kiwneła głową i zabrała ze sobą Jioniego.
-:-
-Sukari, Wingu- Haren popatrzył na żone.
-No dobrze. Moim zdaniem to na tronie zasiądzie Sukari- powiedziała drżąco królowa.
-A co z Wingu?
-Bycie królową jest okropne- westchneła Evia- A ty byś kogo posadził na tronie?
-Sam nie wiem

Para królewska wyszła z jaskini.
-Sukari, Wingu, Giza!- zawołała królowa.
-Już wiemy kto zostanie zastępcą- wydusił z trudem Haren.
-A kto?!- Wingu usiadł aż z podniecenia.
-Gizo-zaczeła Evia. Na twarzy malucha wystąpił rumieniec.
-Wujek Erno i Asanta opowiadali mi że bardzo interesujesz się Lwią Straża. Więc kiedy osiągniesz odpowiedni wiek wstąpisz do niej.
-Naprawde?- mała wytrzeszczyła oczy-Huuurraaa!!!
Para królweska uśmiechneła się lekko.
-Wingu i Sukari- "wyczytał" Haren- Była to dla nas bardzo trudna decyzja. Tuż po waszych narodzinach zastanawialiśmy się kto zostanie następcą tronu. Ale woleliśmy poznać wasze charaktery i to co jest waszą mocną stroną. Wingu jesteś bardzo odważnym, inteligentnym, sprytnym lwem. Sukari ty jesteś ambitną, spokojną lwicą. W obu was widzimy z mamą  potencjał. Każde z was ma swoje zalety jak i wady. Jeśli wybierzemy jedno to drugie jest jego następcą w razie braku potomka. Jeśli wybierzemy jedno a ona nie będzie chciało być królem odda swoje następstwo drugiemu. A więc nie przedłużając następcą tronu zostaje Wingu.

Chłopiec uśmiechną się szeroko. Zaś reakcja Sukari była wprost przeciwna. Mała zalała się łzami i podeszła do matki.
-Mamusiu dlaczego?- samiczka wtuliła się w białą łape królowej. Na twarzy Evi pojawiły się łzy wzruszenia. Królowa pochyliła się nad Sukari i szepneła do ucha-Jesteś wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju
Mała uśmiechneła się lekko i schowała głowę w łapach matki,po czym podeszła do Wingiego-Gratuluje
-Dziękuje Sukari. Zawsze będę cię pytał o rade - chłopiec polizła siostre w policzek-Kocham cię siostrzyczko
Sukari otarła łzy- Mamo możemy pójść nad wodopuj?
-Tak ale tylko na pół godziny
Maluchy oddaliły się od rodziców.
-Nie znam słowa którym mógłbym opisać tą sytuacje- powiedział Haren.
-Sukari i Wingu dobrze się zachowali z godnością-przyznała Evia.
-Ciekawe kto ich wychował-król czekał na pochwałe ze strony żony.
-Zero skromność- zaśmiała się lwica- Jest mi teraz lżej na sercu
-Od jutra zaczynacie nauki
-Tak. Ale jeśli Sukari i Giza zechcą nam towarzyszyć to im pozwole
-Kocham cię-wyszeptał lew.
-O matko!-krzykneła biała.
-Co się stało?!-lew wysuną pazury odruchowo.
-Już dawno mi nie mówiłeś, że coś do mnie czujesz- lwica uśmiechneła się szyderczo.
-A żebyś wiedziała. Na każdy twój widok bije mi serce, a łapy się uginają- Haren pocałował żonę.
-Zmieniłeś się- przyznała Evia.
-Mam nadzieję, że na lepsze
-:-
Trójka rozkosznych maluchów w podskokach zbliżyła się do wodopoju. Tylko Sukari szła powoli i obojętnie.
-Ooojojojo- jękną złoty lew leżacy na skale- Widze że moja mała dziewczynka jest smutaśna
-Wujku odpuść- westchneła Sukari. Giza i Wingu wskoczyli do wody.
-Co cię gryzie kochanienka?
-Wujku idź podrywać ciocię Satyni!-warkneła Sukari i odwróciła się od Storma.
-Nie tym tonem gwiazdeczko-pogroził sztucznie Storm- A jeśli chodzi o ciocie Satyni to właśnie się jej ośw...
-Oświadczyłeś się Satyni!-krzyknęła Giza wyskakując z wody.
-No tak-przytakną Storm.
-A będziecie mieli dzieci?-Sukari nabrała dobrej energi.
-Ejeje, nie tak szybko- zastopował Storm.
-Wujku, a jak się robi dzieci?- zapytał cały mokry Wingu.
-No ten. Yyyy tego... jak by wam o Asanta!- krzykną Storm widząc w oddali Asante i nie zwracając uwagi na jej samopoczucie-Asanta Wingu ma do ciebie pytanie.
-Ale wujku Asanta jest dzieckiem skąd...
-Wingu, Wingu ja jestem dorosła-poprawiła Asanta.
-No to jak się robi dzieci?- powtórzył pytanie malec.
-Jak by tu... aaa. Dzieci się rodzą z miłości
-Ale mama i tata się nie kochają
-Jak to nie? Lwy się żenią bo się kochają
-Ale mama krzyczy cały czas na tate- wytłumaczyła Giza.
-Oj maluchy. Nawet nie wiecie jak wasz tata kocha naszą królową. Cały czas o niej gada, a jak nie ma jej dwie godziny to zaczyna lamentować
-To jak się lamentuje to rodzą się dzieci?-Wingu przybrał kwaśną minę.
-Nie. Jak dwa lwy się kochają do wtedy powstaje dziecko- Asanta wzieła głęboki wdech.
-A ty masz z kimś dziecko?-zapytała Sukari.
-Nie ja jestem jeszcze młoda-lwica uśmiechneła się lekko- O właśnie Storm gratuluje zaręczyn. Kiedy ślub?
Lew popatrzył przerażony na swoją część rodziny.
-Storm!-lwica pomachała łapą przed ślepami wuja.
-Jest już późno idźcie spać!- lew wyglądaĺ kiepsko.
-Wujku-jękneła trójka lwiątek.
-Wujek ma race. Za mną!- krzykneła wesoła Asanta, a za nią poszła trójka malców.
Wchodząc do jaskini usłyszeli mała sprzeczke.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić!
-Jesteś jeszcze młoda i głupia...
-Od kiedy zasiadłam na tronie cały czas mnie pouczasz!!
-Jestem starsza i doświadczona!!
-Ale ja znam się na tym co robie i to moja decyzja! Wingu będzie następcą!
-Evia! Jak moje dziecko nie...
-Będziesz mi grozić?! To ja i Haren jesteśmy władcami nie ty!
-Nie rozumiesz! Ja jestem prawowitą władczynią! To ja jestem pierworodnym dzieckiem Zarysa i Eramy!
-I co z tego? Nie będziesz mi mówić co masm robić. Ciągle mnie strofujesz
-Do cholery Evia!
-Nie nawidze się Satyni! Nie wierze, że jesteś moją siostrą!
-To uwierz. A i ostrzegam moje dziecko i tak zasiądzie na tronie...
Lwica wzieła głęboki oddech.
-Nawet nie urodziłaś
-Zamknij się
Z jaskini wyszła brązowa lwica. Była wściekła.
-O Asanta. Długo tu tak stoisz?-na pysku Evi wymalował się drobny uśmiech.
-Eeee. No tak.
-Sukari mogłabyś ze mną pujść?- zaczeła Evia.
-Mamo my też chcemy-jękną Wingu.
-Ja musze porozmawiać z Sukari na osobności
Dwa lwiątka pokiwały głowami i weszły razem z Asantą do jaskini.

-Mamo gdzie idzemy?- zapytała mała w połowie drogi. Było już ciemno i cicho. Całe niebo pokryte było gwiazdami.
-Musze z tobą porozmawiać. Widzisz te gwiazdy
-Tak
-To z nich patrzą na nas dawni władcy i nasza rodzina. Nie ważne czy zostaniesz królową, czy zwykłą królową. Ważne co masz w sercu i duszy.
-Ale bycie królową jest fajne.
-Nie zawsze- matka nabrała powietrza-Musisz decydować o trudnych sprawach, musisz walczyć w imie swojego narodu, musisz dbać o naród.
-Straszne- westchneła Sukari.

-:-
Odrazu przejde do pytań :)
1.Co sądzicie o kłótni Evi i Satyni?
2.Co myślicie o wyborze następcy?
3. Co będzie w następnym rozdziale?
4.Kim jest Kiwa?
Pozdrawiam


czwartek, 16 listopada 2017

Urodzeni aby zginąć #1

Północny wiatr zwiastował kolejną krwawą wojnę o wolność na Cudownej Ziemi. Od poprzedniej wojny mineło już pare niespokojnych lat. Lwy umierały i rodziły się. Na tronie zasiadały to coraz nowsze władze. Nie panował głód ani bieda. Owszem przez trzy wojny Cudowna Ziemia straciła na bogactwie ale była ona tak wielka i potężna że dało się żyć lecz niespokojnie.

Beżowa lwica sapała ciężko. Trzymała w łapach nowo narodzone lwiątko. Było ona małe i bezbronne. Pare minut temu narodziło się lwiątko. Nowa matka czekała na powrót męża. Była zdenerwowana. Od razu wiedziała, że nie pokocha malucha. Była zbyt surowa i oschła aby obdażać kogoś miłością.
Nie czekała zbyt długo. Brązowy lew podszedł do niej pewnym krokiem.
-Urodziłaś już?
-Jak widać- rzuciła niedbale. Zmyła ostatnią resztke brudu z malca.
-Urodzony aby zabijać- powiedział ostro lew.
-Tak- szepneła- Weź go i zrób coś z nim
Brązowy złapał lwiątko za kark i wyszedł z małej jaskini.
Nadchodziły czasy okropne. Od malucha szkolono lwy na morderców. Taki los miał czekać małego Jicho. Był on popielatym lwiątkiem. Synem dwójki zwykłych lwów, którzy go oddtrącili.
Ojciec noworodka przeszedł jeszcze kawałek przez mały step. Po czym położył malucha pod drzewem. Jicho zaczął płakać. To co że nic nie rozumiał. Chciał do matki. Brązowy lew odszedł i zostawił go na zawsze, na pastwe losu.
Słońce powoli już zachodziło. Brązowy lew usiadł na ogromnej skale wpatrując się w pustą przestrzeń.
-Zakało- wydyszał czarny lew padając przed głzazem.
-Czego chcesz?- sykną Zakała.
-Ziemia Śmierci ma nową królową i potomka
-A kogo?-zapytał dalej ostrym tonem.
-Moama zasiadła na tronie. Wczoraj urodziła...
Lew upadł bezwładnie i zamkną oczy. Skonał.
Zakała popatrzył bez uczucia na martwego przybysza.
-Zaczyna się- wyszeptał.
Brązowy udał się do jaskini żony.
-Zbieraj się
-Po co?-lwica nie kryła zdziwienia.
-Niedługo zacznie się wojna
-Wojna?
-Musimy uciekać!- krzykną lew.

-:-
Hej. To taki krótki rozdzialik. Jest on wstępem do kolejnej części. W tym tygodniu pojawi się już normalny rozdział.
Ps. Jest to opis życia lwów z Cudownej Ziemi za czasów panowania Zarysa.

środa, 8 listopada 2017

#2 Nowe przyjaźnie i decyzja

Dobro, miłość i radość
Wydawało by się, że zagości na zawsze na Lwiej Ziemi po narodzinach trójki następców. Wszystko teraz będzie działo się dobrze- mówiły lwy. Ale czy jednka? Nikt nie wiedział o zemście przygotowanej przez Chake.

Mineło sporo czasu od wielkiego narodzenia trójki lwiątek, Wingiego, Sukari i Gizy.


                           
Giza-na górze Sukari i Wingu na dole


Maluchy podrosły. Umiały już mówić i chodzić. Przed parą królewską staneła trudna decyzja. Wybór następcy tronu. Oczywiście według dawnego prawa na tronie zasiadał samiec lub najstarysz z dzieci. Jednak teraz nastąpił nowy czas życia, i wszelkie dawne prawa niekorzystne zostały zniesione. Królowa uczyła Trio razem aż do momentu, w którym Nimfa przypomniała o wyborze następcy.
-Nie chce!- krzykneła biała rzucając z hałasem w kont jaskini kość.
-Nie zachowuj się jak dziecko-uspokajał Haren, próbując nie stracić cierpliwości.
-Jak dziecko? Nie oszukujmy się to ja zajumje się tronem i to ja...
-Ja też jestem królem i mam prawo do wyboru-przypomniał lew.
-Wybierając jedno skrzywdze dwa pozostałe-lwica upadła na ziemie z bezradnością.
-Skowronku, musisz się wyciszyć-Haren pogładził głowe żony.
-Nie nazywaj mnie tak-warkneła.
-Jako władcy musimy wybrać to jedno
-Prawowitym następcą jest...
-Ale on nie żyje- przerwał fioletowooki.
Królowa popatrzyła surowo na męża
- Musze się przewietrzyć
Lwica wyszła z jaskini zostawiając Harena samego.
-Wingu, Sukari, Giza, Wingu, Sukari, Giza- powtarzał w kułko król- Któro z nich?-warkną i kopną kolejną kość. Nie mineło dziesięć minut, a Haren także wyszedł z groty. Nastąpiła pora deszczowa.
-Znowu pada-westchną i udał się do nowej jaskini dla lwic.
Jaskinia była ogromna. Znajdowała się w tylnej części Lwiej Skały.
-Czy jest tu może Evia?- król niepewnie wszedł do nowo otkrytego miejsca.
-Poszła na polowanie- otparła Satyni bawiąc się z małą Sukari.
-Na polowanie!- wrzasną król. Lwice podskoczyły.
Zanosiło się na ogromną burze. Z północy nawiewało wietrzysko nie widzane od paru set lat.
-Evia!- krzyczał król przechodząc przez sawanne, gdzie wiał wiatr i lał deszcz.
Po chwili zobaczył stojącą w oddali białą sylwetke lwicy.
-Evia!-krzykną ponownie lew i ruszył w jej kierunku.
Lwica stała jak sparaliżowana. Patrzyła w pustą przestrzeń.
-Evi, chodź będzie burza
Lwica stała dalej. Haren dostrzegł w jej oczach łzy. Nie to nie był deszcz to były łzy!
-Evia, co się...
-Widziałam go-szepneła po chwili ciszy.
-Evia, to przez ten deszcz, chodź-lew pociągną za sobą żonę. Reszte drogi przeniusł ją na plecach gdyż w połowie trasy straciła przytomność.

Na środku jaskini leżała królowa do okoła niej stały lwice. Szeptały.
-Haren, co jej się stało?- do jaskini wszedł Erno wróciwszy z zebrania Lwiej Straży.
Evia zaniosła się kaszlem i podniosła głowe- Widziałam go- po czym udała się w głęboki sen.

Królowa obudziła się z wielkim bólem głowy.Na zewnątrz już nie padało, a jaskinia była pusta tylko w koncie leżał Haren czekając aż ukachana się wybudzi.
-Strasznie boli mnie głowa- poskarżyła się.
-Poboli i przestanie-zapewnił z uśmiechem lew- Straciłaś przytomność po czym się obudziłaś i znowu zasnełaś
- Śniło mi się jak do mnie biegł i krzyczał "Mamusiu". Nagle jakaś siła go zabrała i rozpłyną się w powietrzu. Tęsknie z nim- szepneła.
-On jest tutaj-brązowy wskazał na serce.
-Tak-lwica uśmiechneła się lekko.

-:-
Mała jasnobrązowa lwica o bladoniebieskich oczach leżała spokojnie na dość dużym głazie. Z tego miejsca mogła obserwować sawanne. Czóła się jak przyszła królwa, która bacznie pilnowała porządku.
-Co robisz?-spytała nagle Giza wracając z wodopoju.
-Pilnuje Lwiej Ziemi- oświadczyło dumnie lwiątko.
-Ty?
-Tak, a co? Mamy równe szanse do zdobycia tronu- przypomniała brązowa.
-Pilnowaniem Lwiej Ziemi zajmuje się Lwia Straż. I jak ja dorosne to będe do niej należeć-mała usiadła pewnie i wyprostowała grzbiet.
-Nie chcesz być królową?-zdziwiła się Sukari.
-Królową? Nie. To jest praca dla kogoś kto ma to we krwi...
-Ale ty masz niebieską krew-przyłączył się Wingu przynosząc w pyszczku mysz.
-Upolowałeś? Sam?-Giza podeszła do brata obwąchując zdobycz.
-Sam, samiuteńki- pochwalił się.
-Załatwione. Ja będe królową, Wingu zajme się polowaniem, a ty Giza przywódcą Lwiej Straży
-Ej ja też chce być królem-wtrącił malec.
-Byłam pierwsza- Sukari wystawiła język.
-Nie bo ja!-krzykną chłopiec.
-Mi pasuje posada przywódcy Lwiej Straży- zgodziła się Giza.
-Giza kto się pierwszy urodził?-spytał Wingu.
-Ja byłam ostatnia. Ale z wami to ja nie wiem. A teraz pójde jeśli mi pozwolicie- Giza oddaliła się od rodzeństwa.
-Zachowuje się jak jakaś dama. Założe się że nie złpaiesz tego białego motylka- mina Wingiego przybrała szyderczą minę.
-Złapie!-Sukari ze skoczyła z głazu i pobiegła za motylem. Była tak skupiona na motylku że zapomniała o zakazie przekraczania granicy.
-Ziemia Wyrzutków- szepneła.
-Ziemi Odmieńców- poprawił ją jakiś głos dobiegający zza kolczastych krzaków.
-Kiimmm jesssteś?-zadrżała mała.
-A ty niby to kto?-zza krzaków wyłonił się biały lewek z brązową grzywką. Był niewiele starszy od Sukari.
-Jestem Sukari- odpowiedziała pewniej na widok lwiątka-Księżniczka Lwiej Ziemi.
-A ja Jioni- przedstawił się.

-Zaprowadzisz mnie do Chaki?-zapytała niepwenie Sukari.
-Po co mam to robić? Mój...
-Chaka jest twoim tatą?-przerwała lwica.
-Przybranym-dodał z naciskiem-Masz przyjaciół?
-Tylko dwójke rodzeństwa. Zostaniemy przyjaciółmi?
-Tak-biały uśmiechną się szeroko-Już cie lubie.
Maluchy rozpoczeły zabawe na granicy. Bawiły się w berka, chowanego ganiały za owadami.
-Późno. Chaka będzie zły-posmutniał Jioni.
-To może jutro się spotkamy?-zaproponowała mała wpatrując się w niebieskie oczy nowego kolegi.
-Tak. Pa Sukari
Lwiątka rozbiegły się w dwie różne strony Afryki.

-Sukari gdzie byłaś tyle?- zaptał król po powrocie córki.
-Ja ganiałam za motylem i...
-Przegrałaś zakład-zaśmiał się zwycięsko Wingu.
-Głupek- mrukneła pod nosem mała.
-Następnym razem mów gdzie idziesz dobrze?-Haren przytulił córke a ona odwzajemniła się tym samym-Nie widzieliście może Satyni?
-Ja widziałam- odezwała się Giza malując coś na piasku.
-A gdzie była?
-Była na spacerze z wujkiem- oświadczyła Giza wskakując na głowe Wingiego.
-Przestaań- mrukną przeciągle malec spychając siostre i zaczą ją szarpać z ogon.
-Oj dzieci- westchną Haren.
-Gdzie twój humor braciszku?- odezwał się Erno leżący na drzewie.
-Wujek!- krzykneły na raz dzieci.
-Wujku, wujku...
-Tak Wingu-czarny zeskoczył z drzewa.
-A czy jak jesz mięso nosorożca to później masz sraczke?- na te słowa Haren parskną śmiechem.
-Mama!- krzykneła Giza i rzuciła się w objęcia królowej.
-Jak polowania?-zapytał Erno.
-Jest ok. Haren moge na momęt- król podążył za żoną.
Zapadła grobowa cisza. Dwa lwy patrzyły na siebie. Wiedzieli jaki temat mają poruszyć.
-Giza, Skuri czy Wingu-zaczął Haren.
-Erno i Asanta mówli, że Giza zafascynowana jest Lwią Strażą-rzekła Evia.
-Sukari, Wingu- Haren popatrzył na żone.
-No dobrze. Moim zdaniem to na tronie zasiądzie...

-:-
Witam! Dawno mnie i rozdziału nie było. Ale to wina braku czasu i szkoły.
Rozdział krótki ale dobrze( moim zdaniem) napisany.
1.Któro z lwiątek wam przypadło do gustu?
2.Kto będzie następcą?
3.Jak oceniacie rozdział? Skala 1-10
4. O kim cały czas rozmawiają władcy?
Pozdrawiam.

wtorek, 10 października 2017

Życie wisi na włosku #1

Popołudniowe słońce przyjemnie ogrzewało białe futro ciężarnej lwicy, wylegującej się na szarym, płaskim głazie.  Lwica co chwila spoglądała na swój wielki, a wręcz ogromny brzuch. 
-O czym myślisz?- zapytał Haren pojawiając się nagle co poskutkowało prawie zsunięciem się lwicy z głazu.
-Haren! Ile razy mam ci powtarzać abyś tak nie robił, nie jesteś dzieckiem- warkneła lwica i ciężko wstała z kamienia. Lew uśmiechną się szeroko.
-Jak ja lubie patrzeć jak ty się złościsz, jednak w takim stanie zabraniam ci się złościć
Lwica uniosła oczy ku niebu z poirytowaniem.
-No nie złość się skarbie

" Ciekawe jak mam tego unikać" pomyślała warcząc w duszy.
-Byłaś u Nimfy?- brązowy przerwał kilku minutową cisze.
-Czasem się zastanawiam jak mogłam za ciebie wyjść- zaśmiała się- Nie byłam
-To dzisiaj masz iść zrozumiano?!
-Od kiedy mi rozkazujesz ?- parskneła lwica.
-Od nigdy - rzekł Haren i polizał żonę w policzek.
Dwa lwy ruszyły na przechadzkę. Słońce powoli chowało się za horyzontem, przywiał lekki wiatr, który czochrał grzywe fioletowookiego. Para gawędziła sobie w najlepsze gdy nagle lwica poczóła ból w brzuchu.
-Ała!- pisneła i gwałtownie usiadła z bólu.
-Zaczeło się!?- krzykną podekscytowany i lekko zdenerwowany lew. 
-Nie to tylko kopnięcie-oznajmiła spokojnie lwica podnosząc się z ziemi i nabierając powietrza.
-Ale napewno?
-Tak spokojnie-zapewniła biała uspakajając męża. Lwy ruszyły spokojnym krokiem w strone babobabu bez słowa.
-Evia, czy ja moge...?
-Haren- lwica wzieła głęboki oddech- Wiesz że to dla mnie drażniący temat- w oczach lwicy pojawiły się łzy.
-Evia, kochamy go. Ja wierze że on żyje i ma nową rodzine- wydusił samiec.
-Brakuje mi go- szepneła królowa powstrzymując łzy.
-Mi też, nic nie poradzimy- westchną lew i szybko zmienił temat, nie chciał widzieć smutnej żony- Chodź sprawdzimy czy Nimfa urzęduje.


Stara małpa malowała na jednej ze ścian drzewa, drzewo genaloogiczne królów.
-Jak dobrze, że mamy nowych władców- powiedziała zadowolona kończąc rysunek aryksięcia.
Nimfa odłożyła barwnik i umyła palce w misce z wodą nucąc sobie piosenke, której nauczyła ją babcia.

"Jak dobrze szamanem być 
I co dzień sobie śnić
Malować obrazy co dzień
I śpiewać jak rudy Rdzeń*"

Szamanka spojżała na arcydzieło.
-No pięknie, pięknie- pochwaliła siebie samą i podeszła do otworu drzewa.
-Wiedziałam, że kiedyś przyjdziecie- uśmiechneła się szeroko, witając pare królewską. Oba lwy weszły do wnętrza baobabu.
-O nie lwom wstęp wzbroniony! Tylko lwice mogą- oświadczyła małpa.
Haren spojżał niepewnie na białą.
-Poczekaj na zewnątrz, wszystko ci opowiem-uśmiechneła się lwica i pożegnała poddenerwowanego partnera.

-Prosze położu się tu na tej wysepce- pokazała małpa i wygrzebała ze sterty proszków, mazi i barwników suszone liście drzewa, którego Evia nie znała, przezroczystą maź i szkarłatny proszek. Szamanka pomachała laską nad brzuchem królowej i szepneła coś pod nosem. Następnie posypała brzuch proszkiem i rozmasowało go, po czym nałożyła na to przezroczystą maź i skruszyła liście. Królowa leżała spokojnie czekając na cenne informacje. Szamanka szeptała niezrozumiałe słowa dla królowej. Wreszcie obmyła brzuch i usiadła w zadumie. 
-Coś nie tak?- zapytała biała podnosząc się.
Odpowiedź została udzielona dopiero po kilku minutach milczenia.
-Twój poród nie będzie taki sam jak wcześniej...
Na słowo "wcześniej" łzy staneły w oczach królowej.
-Pierwszy zniosłaś dobrze ten może być bardziej uciążliwy- ciagneła dalej.
-To znaczy że...- Evia przełkneła ślinę czekając na najgorsze.
-Twój brzuch jest sporo, ponieważ nosisz w nim aż trzy maluchy
Królowa wytrzeszczyła oczy
-Trzy...- zadygotała.
-Tak i obawiam się że, któroś z was może nie przeżyć- rzekła ostrożnie Nimfa.
-Nie przeżyć?-powtórzyła królowa zalewając się łzami.
-Tak ale to nie jest pewne, jednak trzeba przygotować się na najgorsze. A odnośnie płci będą to dwie dziewczynki i chłopiec-Nimfa wytarła ręce i uważnie przyjżała się królowej- Poród za pare dni
-Dziękuje za wszystko- Evia wyszła niepewnym krokiem z baobabu i wybuchła płaczem. 
-Evia, kochana co się stało?-zapytał zaskoczony Haren- Ta małpa wspomniała o...
-Haren. Jest szansa że ja albo oni...- lwica wtuliła się w grzywe lwa i płakała- Nie martwie się o siebie tylko o nie
-Będzie ich dwóch?
-Trójka. Dwie dziewczynki i chłopiec- wydusiała biała.
-Już spokojnie wszystko będzie dobrze
-Dobrze? W takiej sytuacji nie może być dobrze!- lwica wybuchała coraz gorszym płaczem.
-:-
Brązowa lwica upadła cała mokra i zdyszana na ziemie. Oddychała ciężko. Jej czekoladowe futro zlepione było od błota, kurzu i ziemi. Lwica wytarła pot z czoła, brudną łapą.
-No coraz lepiej-pochwalił czarny lew siedząc przed leżącą lwicą.
-Nie masz litości potworze- wydusiała Asanta i wyrwała kolec wbity w ogon.
-Jak masz być przywódcą Lwiej Straży to musisz się starać- oznajmił Erno.
-A się nie staram?!-sykneła lwica otrzepując futro.
-Doskonałości nie osiagniesz bez ciągłego ćwiczenia-wyrecytował lew i wyszczerzył zęby.

-Wymiotuje już tym cytatem-burknęł filetowooka-Ciebie też tak torturowali?
-Tak, nie ma litości- zaśmiał się czarny- Radze ci, idź się umyj
-Słuszna uwaga- warknęła lwica i nierównym krokiem doszła do małego jeziorka. 
-Wyszoruj się pożądnie księżniczko- dodał sarkastycznie lew.
-Tak jest Arcyksiąże
Asanta pożądnie wypłukała się z brudu, po czym naostrzyła pazury i udała się za przywódcą.
-Jesetem głodny-jękną lew i usiadł wygodnie na kamieniu.
-To idź i sobie upoluj- zaproponowała lwica wylizując łapy.
-Lwice są od polowania- przypomiał zielonooki.
-Hej!To że mnie przygotowujesz do bycia przywódcą nie znaczy że mam ci polować!
-Ach te nastolatki, takie wredne- westchną Erno i uśmiechną się głupio.
-Nastolatką to ja już nie jestem
-Nie? To może miłą starszą lwicą?- zaśmiał się lew. Brązowa z chytrą miną zrzuciła lwa z kamienia.
-Nie wiedziałem że miłe starsze lwice są aż takie niemiłe-Erno podniósł się z ziemi i pogonił za młodą.
Zabawa nie trwała długo. Lwy tarzały się po ziemi i obsypywały się nawzajem piachem. Gdy znalazły się blisko kąpieliska dla lwów Asanta silnym ciosem kopneła lwa w brzuch, który wpadł do wody.
-Zero litości jesteś bardzo podobna do...- mina Erna zmieniły się natychmiastowo gdy ujżał nadchodzącą zapłakaną Evie i poważnego Harena.
-Co się stało?- zapytała niepewnie Asanta pomagając lwu wyjść z wody.
-Evia i ja będzimy mieli trójke dzieci- powiedział szybko król.
-Wspaniale, ale widze że coś jeszcze macie nam do powiedzenia- przytakną brat królowej.
-Ja lub małe mogą nie przeżyć-wydukała Evia ocierając łzy.
Słowa królowej dotarły do mózgu Asanty jak z procy. Do oczu brązowej napłyneły łzy, czóła jak jej nogi drżały nie patrzyła na nikogo tylko na Evie. Asanta pędem pognała na Lwią Skałe. Wiatr smagał jej pysk, płakała w gardle miała wielką góle. 
Lwica weszła do pustej jaskini i położyła się w końcie. Płakała bardzo. Evia była jak jej druga matka. Moama- mama Asanty i Harena zgineła na wielkiej wojnie. Wtedy Asanta była jeszcze małym lwiątkiem. Gdy trójka władców zasiadła na tronie wychowywał ją jej brat i Evia. To Evia nauczyła ją polować, była przy niej w trudnych  chwilach, wspierał ją. Brązowa schowała głowe w łapy nie chciała z nikim rozmawiać.

Dzień później

Satyni słyneła na sawannie z pomocy, którą udzielała każdemu,nie tylko lwom ale i innym zwierzętom takim jak ptaki, słonie, hipopotamy. Była czymś w rodzaju szamana lub psychologa. Wysłuchiwała skargi i zażalenia, była wsparciem duchowym dla zwierząt. Jako arcyksiężna miała prawo modyfikować niektóre zasady i przepisy tak aby wszystkim było lepiej.
-Storm wypluj go!- wrzasneła Satyni tracąc cierpilwość.
Lew pokręcił głową, przecząc.
-Wypluwaj raz dwa!-lwica nie dawała za wygraną, jednak lew nie miał ochoty zwracać zdobyczy. Nagle Satyni do głowy wpadł pewien pomysł-To nasz nowy majordomus
Lew natychmiastowo wypluł zielonego tukana, który pokryty był śliną.
-Dziękuje. Naprawde dziękuję. Ta potwór chciał mnie zjeść- powiedział szybko ptak zdejmując śline ze skrzydeł. 
-Nie ma sprawy-mrukneła Satyni i spojżała lodowato na Storma.
-No co sam się pchał- wzruszył ramionami lew.
-No oczywiście!- rzekła sarkastycznie Satyni po czym skierowała się do ptaka-Jak cię zwą?
-Zinzu-przedstawił się tukan-Jak mogę się odwdzięczyć?
-E tam nic takiego- uśmiechneła się lwica.
-Uratowałaś moje życie musze spłacić dług
-W sumie mógłbyś zostać Majordomusem-przytakneła samica.
-Ja? Och to wielki zaszczyt wasza arcywysokość-Zinzu ukłonił się dumnie- A takich jak ten... Sam nie wiem kto trzeba zamknąć!-ptak pokazał na wcale nie przejętego Storma. 
-Przykro mi. Jest on bratem, matki króla-westchneła Satyni.
-Matki,król...Jak?
-Jestem wójem króla Harena-oświadczył dumnie Storm.
-No tak w rodzinie zawsze trafia się jakiś wytrzepaniec- prychną ptak i usiadł na ramienu Satyni-Do usług,o pani
-:-
Asanta wstała o koło godziny obiadowej. Jej pysk był cały mokry, oczy miała czerwone od płaczu. Wyszła z jaskini udając się do miejsca gdzie odpoczywały lwice.
-Jak samopoczucie?- zapytała księżniczka spoglądając smutnie na królową.
-Późno wstałaś- przyznała Evia.
-Żal mi ciebie i twoich małych,oby stał się cud-Asanta wysiliła się na drobny uśmiech.
-Tak cud- westchneła królowa-A jak tam treningi z Ernem?
-Czy to jest ważne?
Evia zamilkła. Asanta widząc że nie mają o czym rozmawiać udała się nad wodopój. Spotkała tam Satyni rozmawiającą z młodym ptaszorem.
-O Asanta! Myślałam, że jesteś na treningu. Właśnie rozmawiam z naszym nowym majordomusem, pare godzin temu uratowałam go z paszczy Storma- pysk Satyni promieniał radością, zdawało się że nie dowiedziała się o Evi.
-Niebyło cię wczoraj na Lwiej Ziemi?-zapytała obojętnie czekoladowa.
-Nie. Byłam na Rajskiej Ziemi-przyznała arcyksiężna-Widze że coś się stało
-Evia może lub jej dzieci. Oni mogą- samica zacinała się co słowo nie mogła wypowiedzieć całego zdania.
-Dochodzą pogłoski, że królowa może zginąć po porodzie-szepną do ucha Satyni ptak.
-O Mufaso!- przerażona lwica ruszyła ku Lwiej Skale.

-Evia. O co chodzi z tym porodem!?- Satyni prawie wbiegła na królową, która ciężko szła do jaksini.
-Siostrzyczko- biała wzieła głęboki oddech
-Już się domyślam. To straszne! Musi stać się cud!Gdzie ten Haren on powinien przy tobie być, a nie zabawiać się z Ernem
-Coś masz do mnie?-zapytał poważnie król wyjawiając się z cienia.
-O Haren. Nie nic do ciebie nie mam...
-Satyni zostaw nas samych

Noc. Ciemna noc pokryła Lwią Ziemię. Księżyc schował się za chmurami jak gdyby przestraszył się tego co działo się w Lwiej Jaskini.
Dało się słychać potężne sapanie i jęki. Wszystkie lwice oprócz Asanty i Satyni stały przed grotą w chwili napięciu. Królowa rodziła to było pewne, lecz czy przeżyje? Czy jej potomstwo przeżyje. 
Lwica leżała i starała się głęboko oddychać. Miała skurcze zaczynało się. Asanta trzymała białą za łape.
-Kiedy przyjdzie Nimfa?- zapytała zdenerwowana Satyni.
-Zaraz przyjdzie-zapewniała Asanta ocierając pot z czoła królowej.
-Gdzie Haren?-wysapała Evia.
-Poszedł po Nimfę. Dasz rade jesteśmy z tobą.
Evia sapała ciężko, nabierała powietrza. Czóła jak małe wychodziło powoli na świat. 
-Satyni ty byłaś przy porodach innyh lwic-przypomniała Asanta.

-Haren szybko- poleciła Gaja, gdy tylko ujżała króla z szamanką. Kiedy Nimfa weszła do jaksini ujżała brązowe lwiątko trzymane przez Asante.
-Haren, to dziewczynka-oznajmiła lwica. Król uśmiechną się szeroko. Jednak nie mógł teraz patrzeć na dziecko zostały jeszcze dwa. Nimfa pomogła Evi. I tak chwilę pózniej na świat przyszło drugie lwiątko. Też brązowe. 
-To chłopczyk- rzekła Asanta zajmując się dwoma pierwszymi.
Na trzecie lwiątko trzeba było czekać. To właśnie teraz Evie bolało najbardziej. W końcu na świat przyszło trzecie jasnopomarańczowe lwiątko. Evia odetchneła z ulgą.
-Ono się nie rusza!-Satyni wydobyła zduszony okrzyk. 
-Simbo-szepneła Evia zalewając się łzami. Król popatrzył na Nimfę i pochylił głowę na znak żałoby. Szamanka jednak nie dawała za wygraną. Położyła delikatnie lwiątko na ziemi i obsypała je specjalnym zielonym proszkiem.
-Satyni- zawołała w nieziemskim skupieniu Nimfa. Gdy lwica podeszła do szamanki, małpa wyrwała jednego włosa z łapy Satyni, po czym włożyła go do pyszczka malca.
-Co ty zrobiłaś?
Rozbłysło światło. Z serca maluszka wydobyły się delikatne śpiewy, które pieły się do góry. Cała Lwia Skała promieniała jasnym światłem.
Widok ten był nieziemski,piękny oznaczał cud. 
Matka trzech lwiątek wstała i krzykneła
-Nimfo! Sprawiłaś cud!




A teraz sobie to włączcie po cichu i czytajcie dalej.
(To efekty)

Wschód słonca oznaczał tego dnia coś dobrego coś radosnego. Żołte słońce na tle czerwonego nieba wzbijało się do góry aby zacząć nowy rozdział w życiu mieszkańców Lwiej Skały. Wszytskie zwierzęta wiedziały co się stało ubiegłej nocy. Całe stado słoni, które mieszkało w pobliżu Ziemi Wyrzutków specjalnie na to wydarzenie przeszło niemała drogę aby dojść do Lwiej Skały. Tabuny zeber, okapi i żyraw z podekscytowaniem wyruszyło na niewielką wyprawe. Poranny witr obudził śpiące wielookolorowe ptaki obwiastując im wspaniałą nowinę.  Ptaki zaś przekazały to przywódcy nosorożców i bawołów,którzy podprowadzili swoje stado do serca Lwiej Ziemi. Nawet gepardy, które były w konflikcie z lwami nie odrzuciły zaproszenia. Na Lwią Ziemię udali się także królowie z Cudownej Ziemi, Doliny zza gór i Rajskiej Ziemi. 
Lwia Skała od dawna nie lśniała tak pięknie. Rozbudzone słońce oświetliło ją przyjaźnie. Na czubku Lwiej Skały stała Nimfa podbierająca się swoją laską. Patrzyła dumnie jak zwierzęta z różnych stron Afryki zbierają się pod Lwią Skałe. Całe stada zwierząt różnych gatunków stały oczekując na przyszłych władców.
Królowa Evia leżała w jaskini trzymając w łapach trzy małe kulki i oczekując na wielkie wydarzenie. 

Po dłuższej chwili do królowej i obok stojącego króla podeszła Nimfa z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Trzy maluchy obudziły się gdy tylko usłyszały grzechot laski staruszki. Małpa obsypała maluchy prochem po czym biorąc jasnobrązowe lwiątko staneła na czubku skały, a za nią monarchia trzymająca w pyskach dwa pozostałe noworodki.
Szamanka uniosła maleństwo ku górze szepcząc pod nosem nową formułe prezentacji:
"O Gizo, o Sukari, o Wingu, przyszliście na świat jako niewinne stworzenia. Jesteście tu po to aby polepszać świat jak to robią wasi rodzice. Wasze korzenia wrosną w Lwią Ziemię,abyście mogli sami zasiąśc na tronie i wydać na świat potomstwo w imię szamanów, w imię lwów w imię władców zostajecie prawowitymi następcami tronu na Lwiej Ziemi"
Zwierzyna oddała pokłon trójce następcom. Lwia Ziemia zyskała nowych władców.

............................................
Rdzeń*-Jedna z największych i najwybitniejszych szamanów Lwiej Ziemi.

Witajcie! Przychodze do was z nowym rozdziałem. Jak wam się podoba? Mam nadzieję że jest długi i wyszedł spoko. Oczywiście zaczełam ostrą wymianą zdań między naszą parką;)
Jeśli czegoś nie rozumiecie to piszcie śmiało. 
Ps. Jak wyszedł efekt z piosenką? Mam robić tak częściej?
                 

niedziela, 8 października 2017

Prolog

Wojna się skończyła, nadeszły lepsze czasy.  Zarys, okropny władca Ziemi Śmierci wyjawił prawde i zginą z godnością. Czarny Legion rozpadł się na dobre. Część lwów została i zmieniła swoje postępowanie zaś druga część opuściła stado i udało się w głąb wspaniałej Afryki. Przepowiednia została spełniona. Trzy lwy zasiadły na tronie i przywołały spokój, miłość i dobro. Dawna, sucha ziemia porosła zieloną soczystą trawą, a drzewa wydały plony. Słońce wreszcie wyszło zza chmur i przyjemnie grzało futra mieszkańców Lwiej Ziemi. Z upadłej Ziemi Śmierci trójka władców przywróciła Lwią Ziemię i Rajską Ziemię. Powstała także Ziemia Wyrzutków dawnej zwana Złą Ziemią. Jednak owa Ziemia Wyrzutków została stworzona przez zazdrosnego lwa Chake, który nie dawał znaków życia. 

Zza gór wróciła zwierzyna. Po paru latach cała Afrykańska Lwia Ziemia zajęta była przez zwierzyne i dobre lwy. Stara szamanka założyła dawną Lwią Straż i uczyniła jednego z władców jego przywódcą. Lwia Ziemia mogła znowu żyć radosnym i spokojnym życiem. Szybko potem dwójka władców wzieła ślub, a na świat przyszedł następca tronu. 

Nieszczęście zakłuciło spokój na sawannie. Pewnej gwiezdzistej nocy małe lwiątko wyszło z jaskini i zostało porwanne. Rozpacz trwała tygodnie i miesiące. Król i królowa wraz ze strażą szukali potomka przez długi okres czasu. Niestety nie udało się. Nadzieja przygasła, nastąpiła żałoba i smutek. Mineło pare lat, a para królewska nie zapomniała o małym lwiątku, kochali go dalej nawet jeśli nie żył. I tak po sporym czasie na Lwiej Ziemi zagościła radość i spokój. Królowa urodziła trzy lwiątka, które od tej pory pilnowała i strzegła przed złem. Wszystkim wydawało się że spokój będzie trwał wiecznie, do czasu.....
-----------------------------