Popołudniowe słońce przyjemnie ogrzewało białe futro ciężarnej lwicy, wylegującej się na szarym, płaskim głazie. Lwica co chwila spoglądała na swój wielki, a wręcz ogromny brzuch.
-O czym myślisz?- zapytał Haren pojawiając się nagle co poskutkowało prawie zsunięciem się lwicy z głazu.
-Haren! Ile razy mam ci powtarzać abyś tak nie robił, nie jesteś dzieckiem- warkneła lwica i ciężko wstała z kamienia. Lew uśmiechną się szeroko.
-Jak ja lubie patrzeć jak ty się złościsz, jednak w takim stanie zabraniam ci się złościć
Lwica uniosła oczy ku niebu z poirytowaniem.
-No nie złość się skarbie
" Ciekawe jak mam tego unikać" pomyślała warcząc w duszy.
-Byłaś u Nimfy?- brązowy przerwał kilku minutową cisze.
-Czasem się zastanawiam jak mogłam za ciebie wyjść- zaśmiała się- Nie byłam
-To dzisiaj masz iść zrozumiano?!
-Od kiedy mi rozkazujesz ?- parskneła lwica.
-Od nigdy - rzekł Haren i polizał żonę w policzek.
Dwa lwy ruszyły na przechadzkę. Słońce powoli chowało się za horyzontem, przywiał lekki wiatr, który czochrał grzywe fioletowookiego. Para gawędziła sobie w najlepsze gdy nagle lwica poczóła ból w brzuchu.
-Ała!- pisneła i gwałtownie usiadła z bólu.
-Zaczeło się!?- krzykną podekscytowany i lekko zdenerwowany lew.
-Nie to tylko kopnięcie-oznajmiła spokojnie lwica podnosząc się z ziemi i nabierając powietrza.
-Ale napewno?
-Tak spokojnie-zapewniła biała uspakajając męża. Lwy ruszyły spokojnym krokiem w strone babobabu bez słowa.
-Evia, czy ja moge...?
-Haren- lwica wzieła głęboki oddech- Wiesz że to dla mnie drażniący temat- w oczach lwicy pojawiły się łzy.
-Evia, kochamy go. Ja wierze że on żyje i ma nową rodzine- wydusił samiec.
-Brakuje mi go- szepneła królowa powstrzymując łzy.
-Mi też, nic nie poradzimy- westchną lew i szybko zmienił temat, nie chciał widzieć smutnej żony- Chodź sprawdzimy czy Nimfa urzęduje.
Stara małpa malowała na jednej ze ścian drzewa, drzewo genaloogiczne królów.
-Jak dobrze, że mamy nowych władców- powiedziała zadowolona kończąc rysunek aryksięcia.
Nimfa odłożyła barwnik i umyła palce w misce z wodą nucąc sobie piosenke, której nauczyła ją babcia.
"Jak dobrze szamanem być
I co dzień sobie śnić
Malować obrazy co dzień
I śpiewać jak rudy Rdzeń*"
Szamanka spojżała na arcydzieło.
-No pięknie, pięknie- pochwaliła siebie samą i podeszła do otworu drzewa.
-Wiedziałam, że kiedyś przyjdziecie- uśmiechneła się szeroko, witając pare królewską. Oba lwy weszły do wnętrza baobabu.
-O nie lwom wstęp wzbroniony! Tylko lwice mogą- oświadczyła małpa.
Haren spojżał niepewnie na białą.
-Poczekaj na zewnątrz, wszystko ci opowiem-uśmiechneła się lwica i pożegnała poddenerwowanego partnera.
-Prosze położu się tu na tej wysepce- pokazała małpa i wygrzebała ze sterty proszków, mazi i barwników suszone liście drzewa, którego Evia nie znała, przezroczystą maź i szkarłatny proszek. Szamanka pomachała laską nad brzuchem królowej i szepneła coś pod nosem. Następnie posypała brzuch proszkiem i rozmasowało go, po czym nałożyła na to przezroczystą maź i skruszyła liście. Królowa leżała spokojnie czekając na cenne informacje. Szamanka szeptała niezrozumiałe słowa dla królowej. Wreszcie obmyła brzuch i usiadła w zadumie.
-Coś nie tak?- zapytała biała podnosząc się.
Odpowiedź została udzielona dopiero po kilku minutach milczenia.
-Twój poród nie będzie taki sam jak wcześniej...
Na słowo "wcześniej" łzy staneły w oczach królowej.
-Pierwszy zniosłaś dobrze ten może być bardziej uciążliwy- ciagneła dalej.
-To znaczy że...- Evia przełkneła ślinę czekając na najgorsze.
-Twój brzuch jest sporo, ponieważ nosisz w nim aż trzy maluchy
Królowa wytrzeszczyła oczy
-Trzy...- zadygotała.
-Tak i obawiam się że, któroś z was może nie przeżyć- rzekła ostrożnie Nimfa.
-Nie przeżyć?-powtórzyła królowa zalewając się łzami.
-Tak ale to nie jest pewne, jednak trzeba przygotować się na najgorsze. A odnośnie płci będą to dwie dziewczynki i chłopiec-Nimfa wytarła ręce i uważnie przyjżała się królowej- Poród za pare dni
-Dziękuje za wszystko- Evia wyszła niepewnym krokiem z baobabu i wybuchła płaczem.
-Evia, kochana co się stało?-zapytał zaskoczony Haren- Ta małpa wspomniała o...
-Haren. Jest szansa że ja albo oni...- lwica wtuliła się w grzywe lwa i płakała- Nie martwie się o siebie tylko o nie
-Będzie ich dwóch?
-Trójka. Dwie dziewczynki i chłopiec- wydusiała biała.
-Już spokojnie wszystko będzie dobrze
-Dobrze? W takiej sytuacji nie może być dobrze!- lwica wybuchała coraz gorszym płaczem.
-:-
Brązowa lwica upadła cała mokra i zdyszana na ziemie. Oddychała ciężko. Jej czekoladowe futro zlepione było od błota, kurzu i ziemi. Lwica wytarła pot z czoła, brudną łapą.
-No coraz lepiej-pochwalił czarny lew siedząc przed leżącą lwicą.
-Nie masz litości potworze- wydusiała Asanta i wyrwała kolec wbity w ogon.
-Jak masz być przywódcą Lwiej Straży to musisz się starać- oznajmił Erno.
-A się nie staram?!-sykneła lwica otrzepując futro.
-Doskonałości nie osiagniesz bez ciągłego ćwiczenia-wyrecytował lew i wyszczerzył zęby.
-Wymiotuje już tym cytatem-burknęł filetowooka-Ciebie też tak torturowali?
-Tak, nie ma litości- zaśmiał się czarny- Radze ci, idź się umyj
-Słuszna uwaga- warknęła lwica i nierównym krokiem doszła do małego jeziorka.
-Wyszoruj się pożądnie księżniczko- dodał sarkastycznie lew.
-Tak jest Arcyksiąże
Asanta pożądnie wypłukała się z brudu, po czym naostrzyła pazury i udała się za przywódcą.
-Jesetem głodny-jękną lew i usiadł wygodnie na kamieniu.
-To idź i sobie upoluj- zaproponowała lwica wylizując łapy.
-Lwice są od polowania- przypomiał zielonooki.
-Hej!To że mnie przygotowujesz do bycia przywódcą nie znaczy że mam ci polować!
-Ach te nastolatki, takie wredne- westchną Erno i uśmiechną się głupio.
-Nastolatką to ja już nie jestem
-Nie? To może miłą starszą lwicą?- zaśmiał się lew. Brązowa z chytrą miną zrzuciła lwa z kamienia.
-Nie wiedziałem że miłe starsze lwice są aż takie niemiłe-Erno podniósł się z ziemi i pogonił za młodą.
Zabawa nie trwała długo. Lwy tarzały się po ziemi i obsypywały się nawzajem piachem. Gdy znalazły się blisko kąpieliska dla lwów Asanta silnym ciosem kopneła lwa w brzuch, który wpadł do wody.
-Zero litości jesteś bardzo podobna do...- mina Erna zmieniły się natychmiastowo gdy ujżał nadchodzącą zapłakaną Evie i poważnego Harena.
-Co się stało?- zapytała niepewnie Asanta pomagając lwu wyjść z wody.
-Evia i ja będzimy mieli trójke dzieci- powiedział szybko król.
-Wspaniale, ale widze że coś jeszcze macie nam do powiedzenia- przytakną brat królowej.
-Ja lub małe mogą nie przeżyć-wydukała Evia ocierając łzy.
Słowa królowej dotarły do mózgu Asanty jak z procy. Do oczu brązowej napłyneły łzy, czóła jak jej nogi drżały nie patrzyła na nikogo tylko na Evie. Asanta pędem pognała na Lwią Skałe. Wiatr smagał jej pysk, płakała w gardle miała wielką góle.
Lwica weszła do pustej jaskini i położyła się w końcie. Płakała bardzo. Evia była jak jej druga matka. Moama- mama Asanty i Harena zgineła na wielkiej wojnie. Wtedy Asanta była jeszcze małym lwiątkiem. Gdy trójka władców zasiadła na tronie wychowywał ją jej brat i Evia. To Evia nauczyła ją polować, była przy niej w trudnych chwilach, wspierał ją. Brązowa schowała głowe w łapy nie chciała z nikim rozmawiać.
Dzień później
Satyni słyneła na sawannie z pomocy, którą udzielała każdemu,nie tylko lwom ale i innym zwierzętom takim jak ptaki, słonie, hipopotamy. Była czymś w rodzaju szamana lub psychologa. Wysłuchiwała skargi i zażalenia, była wsparciem duchowym dla zwierząt. Jako arcyksiężna miała prawo modyfikować niektóre zasady i przepisy tak aby wszystkim było lepiej.
-Storm wypluj go!- wrzasneła Satyni tracąc cierpilwość.
Lew pokręcił głową, przecząc.
-Wypluwaj raz dwa!-lwica nie dawała za wygraną, jednak lew nie miał ochoty zwracać zdobyczy. Nagle Satyni do głowy wpadł pewien pomysł-To nasz nowy majordomus
Lew natychmiastowo wypluł zielonego tukana, który pokryty był śliną.
-Dziękuje. Naprawde dziękuję. Ta potwór chciał mnie zjeść- powiedział szybko ptak zdejmując śline ze skrzydeł.
-Nie ma sprawy-mrukneła Satyni i spojżała lodowato na Storma.
-No co sam się pchał- wzruszył ramionami lew.
-No oczywiście!- rzekła sarkastycznie Satyni po czym skierowała się do ptaka-Jak cię zwą?
-Zinzu-przedstawił się tukan-Jak mogę się odwdzięczyć?
-E tam nic takiego- uśmiechneła się lwica.
-Uratowałaś moje życie musze spłacić dług
-W sumie mógłbyś zostać Majordomusem-przytakneła samica.
-Ja? Och to wielki zaszczyt wasza arcywysokość-Zinzu ukłonił się dumnie- A takich jak ten... Sam nie wiem kto trzeba zamknąć!-ptak pokazał na wcale nie przejętego Storma.
-Przykro mi. Jest on bratem, matki króla-westchneła Satyni.
-Matki,król...Jak?
-Jestem wójem króla Harena-oświadczył dumnie Storm.
-No tak w rodzinie zawsze trafia się jakiś wytrzepaniec- prychną ptak i usiadł na ramienu Satyni-Do usług,o pani
-:-
Asanta wstała o koło godziny obiadowej. Jej pysk był cały mokry, oczy miała czerwone od płaczu. Wyszła z jaskini udając się do miejsca gdzie odpoczywały lwice.
-Jak samopoczucie?- zapytała księżniczka spoglądając smutnie na królową.
-Późno wstałaś- przyznała Evia.
-Żal mi ciebie i twoich małych,oby stał się cud-Asanta wysiliła się na drobny uśmiech.
-Tak cud- westchneła królowa-A jak tam treningi z Ernem?
-Czy to jest ważne?
Evia zamilkła. Asanta widząc że nie mają o czym rozmawiać udała się nad wodopój. Spotkała tam Satyni rozmawiającą z młodym ptaszorem.
-O Asanta! Myślałam, że jesteś na treningu. Właśnie rozmawiam z naszym nowym majordomusem, pare godzin temu uratowałam go z paszczy Storma- pysk Satyni promieniał radością, zdawało się że nie dowiedziała się o Evi.
-Niebyło cię wczoraj na Lwiej Ziemi?-zapytała obojętnie czekoladowa.
-Nie. Byłam na Rajskiej Ziemi-przyznała arcyksiężna-Widze że coś się stało
-Evia może lub jej dzieci. Oni mogą- samica zacinała się co słowo nie mogła wypowiedzieć całego zdania.
-Dochodzą pogłoski, że królowa może zginąć po porodzie-szepną do ucha Satyni ptak.
-O Mufaso!- przerażona lwica ruszyła ku Lwiej Skale.
-Evia. O co chodzi z tym porodem!?- Satyni prawie wbiegła na królową, która ciężko szła do jaksini.
-Siostrzyczko- biała wzieła głęboki oddech
-Już się domyślam. To straszne! Musi stać się cud!Gdzie ten Haren on powinien przy tobie być, a nie zabawiać się z Ernem
-Coś masz do mnie?-zapytał poważnie król wyjawiając się z cienia.
-O Haren. Nie nic do ciebie nie mam...
-Satyni zostaw nas samych
Noc. Ciemna noc pokryła Lwią Ziemię. Księżyc schował się za chmurami jak gdyby przestraszył się tego co działo się w Lwiej Jaskini.
Dało się słychać potężne sapanie i jęki. Wszystkie lwice oprócz Asanty i Satyni stały przed grotą w chwili napięciu. Królowa rodziła to było pewne, lecz czy przeżyje? Czy jej potomstwo przeżyje.
Lwica leżała i starała się głęboko oddychać. Miała skurcze zaczynało się. Asanta trzymała białą za łape.
-Kiedy przyjdzie Nimfa?- zapytała zdenerwowana Satyni.
-Zaraz przyjdzie-zapewniała Asanta ocierając pot z czoła królowej.
-Gdzie Haren?-wysapała Evia.
-Poszedł po Nimfę. Dasz rade jesteśmy z tobą.
Evia sapała ciężko, nabierała powietrza. Czóła jak małe wychodziło powoli na świat.
-Satyni ty byłaś przy porodach innyh lwic-przypomniała Asanta.
-Haren szybko- poleciła Gaja, gdy tylko ujżała króla z szamanką. Kiedy Nimfa weszła do jaksini ujżała brązowe lwiątko trzymane przez Asante.
-Haren, to dziewczynka-oznajmiła lwica. Król uśmiechną się szeroko. Jednak nie mógł teraz patrzeć na dziecko zostały jeszcze dwa. Nimfa pomogła Evi. I tak chwilę pózniej na świat przyszło drugie lwiątko. Też brązowe.
-To chłopczyk- rzekła Asanta zajmując się dwoma pierwszymi.
Na trzecie lwiątko trzeba było czekać. To właśnie teraz Evie bolało najbardziej. W końcu na świat przyszło trzecie jasnopomarańczowe lwiątko. Evia odetchneła z ulgą.
-Ono się nie rusza!-Satyni wydobyła zduszony okrzyk.
-Simbo-szepneła Evia zalewając się łzami. Król popatrzył na Nimfę i pochylił głowę na znak żałoby. Szamanka jednak nie dawała za wygraną. Położyła delikatnie lwiątko na ziemi i obsypała je specjalnym zielonym proszkiem.
-Satyni- zawołała w nieziemskim skupieniu Nimfa. Gdy lwica podeszła do szamanki, małpa wyrwała jednego włosa z łapy Satyni, po czym włożyła go do pyszczka malca.
-Co ty zrobiłaś?
Rozbłysło światło. Z serca maluszka wydobyły się delikatne śpiewy, które pieły się do góry. Cała Lwia Skała promieniała jasnym światłem.
Widok ten był nieziemski,piękny oznaczał cud.
Matka trzech lwiątek wstała i krzykneła
-Nimfo! Sprawiłaś cud!
A teraz sobie to włączcie po cichu i czytajcie dalej.
(To efekty)
Wschód słonca oznaczał tego dnia coś dobrego coś radosnego. Żołte słońce na tle czerwonego nieba wzbijało się do góry aby zacząć nowy rozdział w życiu mieszkańców Lwiej Skały. Wszytskie zwierzęta wiedziały co się stało ubiegłej nocy. Całe stado słoni, które mieszkało w pobliżu Ziemi Wyrzutków specjalnie na to wydarzenie przeszło niemała drogę aby dojść do Lwiej Skały. Tabuny zeber, okapi i żyraw z podekscytowaniem wyruszyło na niewielką wyprawe. Poranny witr obudził śpiące wielookolorowe ptaki obwiastując im wspaniałą nowinę. Ptaki zaś przekazały to przywódcy nosorożców i bawołów,którzy podprowadzili swoje stado do serca Lwiej Ziemi. Nawet gepardy, które były w konflikcie z lwami nie odrzuciły zaproszenia. Na Lwią Ziemię udali się także królowie z Cudownej Ziemi, Doliny zza gór i Rajskiej Ziemi.
Lwia Skała od dawna nie lśniała tak pięknie. Rozbudzone słońce oświetliło ją przyjaźnie. Na czubku Lwiej Skały stała Nimfa podbierająca się swoją laską. Patrzyła dumnie jak zwierzęta z różnych stron Afryki zbierają się pod Lwią Skałe. Całe stada zwierząt różnych gatunków stały oczekując na przyszłych władców.
Królowa Evia leżała w jaskini trzymając w łapach trzy małe kulki i oczekując na wielkie wydarzenie.
Po dłuższej chwili do królowej i obok stojącego króla podeszła Nimfa z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Trzy maluchy obudziły się gdy tylko usłyszały grzechot laski staruszki. Małpa obsypała maluchy prochem po czym biorąc jasnobrązowe lwiątko staneła na czubku skały, a za nią monarchia trzymająca w pyskach dwa pozostałe noworodki.
Szamanka uniosła maleństwo ku górze szepcząc pod nosem nową formułe prezentacji:
"O Gizo, o Sukari, o Wingu, przyszliście na świat jako niewinne stworzenia. Jesteście tu po to aby polepszać świat jak to robią wasi rodzice. Wasze korzenia wrosną w Lwią Ziemię,abyście mogli sami zasiąśc na tronie i wydać na świat potomstwo w imię szamanów, w imię lwów w imię władców zostajecie prawowitymi następcami tronu na Lwiej Ziemi"
Zwierzyna oddała pokłon trójce następcom. Lwia Ziemia zyskała nowych władców.
............................................
Rdzeń*-Jedna z największych i najwybitniejszych szamanów Lwiej Ziemi.
Witajcie! Przychodze do was z nowym rozdziałem. Jak wam się podoba? Mam nadzieję że jest długi i wyszedł spoko. Oczywiście zaczełam ostrą wymianą zdań między naszą parką;)
Jeśli czegoś nie rozumiecie to piszcie śmiało.
Ps. Jak wyszedł efekt z piosenką? Mam robić tak częściej?