Mineły dokładnie trzy miesiące od sprzeczki dwóch lwic. Evia przez tak długi czas nie odzywała się do swojej siostry. Ich stosunki były bardzo napiętę. Nie raz nie dwa Erno próbował pogodzić siostry.
-Obrażacie się na siebie jak jakieś dzieci-westchną Erno słonecznego popołudnia kiedy to Storm sprawował warte.
-Zachowała się jak świnia- prychneła biała i naostrzyła pożądnie pazury.
-Obie jesteście głupie
-Erno-Evia spojrzała surowo na brata.
-Wasze zachowanie jest głupie- poprawił czarny-Jesteście dorosłe
Lwica popatrzyła zamyślona w dal. Niebo było błękitne. Lekki wiaterek targał pojedyńcze kosmyki futra lwów.
-Jak zawsze masz racje-głos Evi oznaczał, że się poddała-Udam, że nic się nie wydarzyło
Czarny uśmiechną się lekko po czym podreptał do jaskini, aby zdrzemnąć się trochę. Evia siedziała tak jeszcze przez chwilę. Nie wiedziała jak, przyszła jej do głowy myśl. Zaczeła myśleć o swojej prawdziwej rodzinie. Nie znała matki, a na oczy widziała ją tylko w postaci ducha. Z ojcem nawet nie porozmawiała. Nie wiedziała dlaczego był zły i dlaczego pozbył się ich i swojej żony. Do głowy królowej dochodziły coraz to nowsze myśli. Pomimo upłynięcia tylu lat lwica nie zastanawiała się nad losem jaki ją spotkał. Czy to wszystko zostało zaplanowane? Czego akurat poznała Erna i Harena? Dlaczego Rajska Wyspa eksplodowała? Co i kto skłonił Erna do przybycia na wyspe? Niebieskooka myślała i myślała. Wydawało jej się, że mózg jej zaraz wybuchnie.
-Evcia-z zamyśleń wyrwał ją król-Nie przeszkadzam?
Lwica pokręciła głową-Haren, dlaczego wyruszyliście na Rajską Wyspę?
-Mineło tyle lat, a ty pytasz się dopiero teraz-zaśmiał się lew i pocałował żonę w czoło-Twój ojciec chciał mnie do legionu, a gdyby nakryto twojego brata to by już nie żył.
-Ale chodzi mi o to że...
-Że co?-przerwał król.
-Popatrz w setcz i zatrzymaj się- Lwica zamkneła oczy brązowemu- Władcą jest Zarys, mój ojciec. Rodze się ja i Erno. Erama zostaje zabita przez własnego męża, a my porzuceni. Znajdujesz Erna, twoja matka go wychowuje. Dlaczego akurat to nasza część walczyła o wolność, dlaczego nie inni. Dlaczego nie wcześniej?
Gdy osiągasz odpowiedni wiek zostajesz wysłany na wyspe. Czy twoi rodzice wiedzieli co się wydarzy? Dlaczego akurat Zarys wzią za żonę twoją matkę?
-Evia-przerwał Haren- Za dużo pytań, daj mi pomyśleć.
Lwica ucichła.
-Twój ojciec zabił wolność dlatego my, to znaczy ty i Erno musieliście ją przywrócić.
-Sama nie wiem. Najbardziej wkurza mnie to, że Erno trochę wie o Zarysie, a ja nic.- Evia usiadła buntowniczo.
-Nie myśl o przeszłości tylko o...
-A ciebie nie ciekawiło jak to się stało, że twoi rodzice się pobrali?-przerwała biała.
-Nie obchodzi mnie to
-Powinno- lwica warkneła cicho i zostawiła męża samego na skale.
Evia przechadzała się spokojnie po sawannie. Słyszała jak w oddali śpiewały ptaki. Widziała jak jej dzieci bawiły się z Asantą przy wodopoju. Była królową, miała rozkoszne dzieci, męża jedynego w swoim rodzaju, rodzeństwo, dom, wolność. Jej życie było wprost idealne. Lwica przeszła jeszcze kawałek przez polanke. Nagle ktoś popchną ją, a ta upadła. Biała wstała wściekła otrzepując kurz z futra.
-Wybacz- był to lew o dwa lata od niej starszy. Jego futro lśniało rudą barwą. Miał żołte oczy i bujną ciemnobrązową grzywę.
-Uważaj trochę- sykneła po czym jej ton złagodniał.
-Jestem Makunda- lew skiną głową- A ty?
Lwica pomyślała chwilę. A więc nie rozpoznał w niej królowej.
-Jestem Evia-przedstawiła się nie wpominając o swoim statusie. Sądząc po jego długich łapach, dłuższych od tych lwioziemskich był pewnie z innego regionu.
-Cieszę się, że wpadłem na tak zjawiskową istotę- oznajmił szarmancko lew. Lwica zarumieniła się chodź nie powinna "Evia nie daj się"- pomyślała.
-Nie wiedziałem, że na Lwiej Ziemi mieszkają takie piękności
-A więc nie jesteś tutejszy?- zapytała wymijając elegancko temat.
-Pochodze z Cudownej Ziemi- po chwili ciszy zapytał- Skoro już jestem przy... A właśnie może przejdziemy odrazu na "ty"?
Lwica pokiwała głową i uśmiechneła się lekko.
-A więc skoro już z tobą rozmawiam to przejdziemy się na spacer, pokażesz mi okolice?
-Jasne
Evia spacerowała z Makundą aż do południa. Śmiali się cały czas i żartowali. Kiedy dochodziła godzina polowań, dwójka przez przypadek spotkała brązowego lwa.
-Haren-uśmiechneła się biała.
-Szukałem Cię wszędzie, dzieci... A to kto?
Na słowo "dzieci" pysk Makundy pobladł.
-Makunda, jest lwem z Cudownej Ziemi- przedstawiła lwica.
-Miło mi- sykną Haren- Evia idziemy
-Haren!
-Na mnie też już czas- rudy skiną głową na znak pożegnania.
-To nasz gość!- szepneła Evia- Szacunek też mu się należy
-Odemnie uciekasz, a z tym kimś...
-Ktoś tu jest zazdrosny- zaśmiała się lwica i przewróciła lwa na łopatki-Ale to dobrze
Haren polizał żonę po policzku.
-:-
Erno szedł powoli u boku ciężarnej Satyni.
-Erno, zwolnij- zadyszała brązowa siadając. Do porodu zostały jeszcze tylko dwa tygodnie.
-Gdzie jest Storm, gdy trzeba- warkną Arcyksiąże rozglądając się wokół siebie.
-Ma przecież warte-przypomniała lwica ruszając dalej. Lew walną się w czoło, sam mu kazał być na warcie. Lwy zanim się obejżały były już przy baobabie.
-Nimfo!-krzykną czarny. Nagle z drzewa dobiegł krzyk i trzask. Zza liściastej płachty, będącej drzwiami wyszła Nimfa oblana żółtym i czerwonym sokiem.
-Czego?!
Wybacz jeśli Ci przeszkadzamy ale przyszliśmy w sprawie dziecka Satyni.
-Ta jasne- Nimfa machneła ręką zapraszając lwice do środka.
Erno dreptał w miejscu, denerwując się. Nie był ojcem dziecka, ale Satyni była jego siostrą, która wiele przeżyła. Pół godziny później obok Erna stał już Storm, obgryzający pazury z nerwów.
Tym razem, gdy zasłonka się odsuneła Nimfa była już łagodna, jednak bardzo poważna. Lwy weszły podenerwowane.
-Nie wiem czy to chłopiec czy dziewczynka, bo małe się odwróciło...
-Nie ważne jaka płeć, ważne jest jego zdrowie-wtrącił Storm pomagając wstać Satyni z drewnianej deski.
-No właśnie zdrowie-mrukneła małpa.
Lwy popladły.
-Wasz ojciec miał pewną chorobę- Nimfa zwróciła się do Erna i Satyni- Odziedziczył ją po swoim ojcu. Ta choroba przebiega w następujący sposób. Jeden z przodków musiał mieć styczność z Popielatymi Lwami. Popielate Lwy, były osobnikami, które nosiły w swoich duszach demony. Demony zostają przenoszone z pokolenia, na pokolenie. Ale NIE zawsze. W przypadku Zarysa tak było. Jego ojciec ją miał i przeniósł ją na Zarysa. Choroba ta zwana Popielatym Demlew "uaktywnia" się w 20 roku życia. Wcześniej nie wyłapana powoduje okropne rzeczy.
Szamanka nabrała powietrza i spojżała na rodzine królewską.
-Jakie są jej objawy i jak leczyć?- zapytała z kamienną twarzą lwica.
-No właśnie objawy. Demon zaczyna władać ciałem. Lew/ zwierze zaczyna zabijać z zimną krwią, niszczy wysztko i wszytkich. Lew staje się poprostu zły, ale bardzo zły. Ratunku nie ma. Jedynie po zabiciu przez własnego potomka lew zostaje uwolniony od demona.
Erno kiwną głową, na ten temat coś wiedział.
-Chyba, że...
Satyni i Storm podnieśli głowy.
-Od małego dziecko będzie musiało przychodzić na moje tak zwane "terapie". Będzie to trudne i długotrwałe.
-Jeśli trzeba będzie to zgadam się na terapie-rzekła Satyni.
-Chwila. Ja, Evia i Satyni nie mamy w sobie...
-Mówiłam, nie zawsze
-A co z Gizą, Wingu i Sukari?- zapytał Storm.
-W ich żyłach jest przewaga Fioletowej Krwi. Szanse na tą chorobę są małe i to bardzo.
-Fioletowa Krew?
-Storm, Asanta, Haren, Moama- wymieniła Nimfa- Stormie, krew twojej rodziny jest Fioletową Krwią. Oczywiście to tylko nazwa bo kolor ma naturalny. Ale jest to jej odmiana. To ona nadaje waszym oczom fioletową i granatową barwę.
-Oczy dzieci Evi i Harena. Nie są fioletowe-przypomniała Satyni.
-Akurat oczu nie zabarwiła
-No dobrze, a co z pierwszym dzieckiem Evi?
-No właśnie...- mrukneła Nimfa.
-:-
Przyszła przywódczyni Lwiej Straży bacznie pilnowła trójki książąt. Maluchy biegały wokół niej i się bawiły. Pilnowanie ich było nie lada wyzwaniem i zarazem zaszczytem.
-Dzieciaki!- zawołała radośnie brązowa przywołując maluchy do porządku.-Spójżcie w niebo.
Książątka naraz podniosły małe główki.
-Spójżcie na te piękne ptaki, które przebijają się przez chmury. Pochodzą one z Rajskiej Ziemi. Akurat jest okres zmiany ziemi i poszukiwanie jedzenia.
-Po co one to robią?-zapytała Giza.
-Kiedy znajdą się na Cudownej Ziemi, wydziobią z gleby złote ziarna i przyniosą je na Rajską Ziemię. Tymi ziarnami karmią swoje małe, ale również leczą inne zwierzęta. Pamiętajcie z tymi ptakami żyjemy w symbiozie.
-Co to stykmbioza?
-Symbioza- poprawiła Asanta śmiejąc się-Gdy ptaki pomagają nam,a mi im to znaczy, że żyjemy w SYMBIOZIE.
-Aaaa- ziewneła Sukari, pragnąc jak naszybciej wrócić do zabawy. Kiedy Asanta miała znowu wygłaszać swoje biologiczne mądrości, brązowa po cichu wymkneła się od rodzeństwa. Chciała jak najszybciej pojawić się na Ziemi Wygnańców zwanej przez jej mieszkańców Ziemi Odmieńców. Co z tego, że żyła wśród kilku lwiątek, które bardzo dobrze znała. Coś ciągneło ją do nowego znajomego.
Wreszcie, przebiegając przez kłode, która służyła za most przez rzekę, ujżała białe lwiątko bawiące się przy granicy.
-Jioni!- krzykneła na przywitanie księżniczka.
-Cześć, Sukari- mały podbiegł do swojej koleżanki-Znalazłem EKSTRA miejsce!
-A cuż to za EKSTRA miejsce?- zapytała podniecona lwica.
-Chodź, pokaże Ci-Jioni pociągną za sobą Sukari.
Maluchy biegały za motylami śmiejąc się. Gdy się trochę zciemniło biały i brązowa dotarli do miejsca niespodzianki. Byli w małym lesie. Jioni odsłonił łapą liście, a oczom Sukari ukazał się bajkowy obraz. Była to mała polanka, na której rosły kwiaty i latały robaczki świętojańskie. Na niektórych gałęziach drzew siedziały białe ptaki. Niebieskooka była zachwycona miejscem. W podziękowaniu, pocałowała białego w policzek, który natychmiast się zarumienił. Przejęta Sukari rozłożyła się wygodnie na trawie.
-Idealne miejsce na patrzenie w gwiazdy- westchneła mała klepiąc łapą w ziemię, w geście przywołania Jioniego. Mały położył się obok niej.
-Po co patrzymy w gwiazdy?
-Bo to z nich patrzą na nas wszyscy dawni władcy- wyrecytowała słowa matki.
-Gdzieś to słyszałem- Jioni zmarszczył brwi w zamyśleniu.
-Spójrz , to wygląda jak kwiaty-Sukari podniosła łapę.
-A to- mały pomyślał chwilę- A to wygląda jak jakaś lwica...
-*-
Witam po długiej przerwie ! :-). Mam nadzieję, że moje wypociny się wam jakoś podobają.
1.Kim jest rudy przybysz?
2.Czy dziecko Satyni będzie w pełni zdrowe?
3.Jeśli coć jest nie jasnego, zadawajcie pytania w zakładce, która jest na to przeznaczona.
Pozdrawiam.
poniedziałek, 26 lutego 2018
niedziela, 18 lutego 2018
WIELKI POWRÓT
Puk, puk.
Jest tam ktoś jeszcze?? Mam nadzieję, że tak :). Nie było mnie bardzo dłuuuuggooo. Ale wreszcie wróciłam pełna energi z masą nowych pomysłów. Powodem mojej nieobecności były wielkie wydarzenia w moim życiu. Nie tylko wesołe ale i smutne. Musiałam się zmagać z dużymi przeciwnościami losu.
No ale nie będe się użalać nad soboą. Obiecjuę, że rodział powinienen pojawić się już niedługo. Spokojnie wena dalej jest ;).
Pozdrawiam
Julka.
Jest tam ktoś jeszcze?? Mam nadzieję, że tak :). Nie było mnie bardzo dłuuuuggooo. Ale wreszcie wróciłam pełna energi z masą nowych pomysłów. Powodem mojej nieobecności były wielkie wydarzenia w moim życiu. Nie tylko wesołe ale i smutne. Musiałam się zmagać z dużymi przeciwnościami losu.
No ale nie będe się użalać nad soboą. Obiecjuę, że rodział powinienen pojawić się już niedługo. Spokojnie wena dalej jest ;).
Pozdrawiam
Julka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)